piątek, 11 września 2015

Sniper Ghost Warrior 2

Witajcie. Od ponad 2 lat nie grałem w żadne gry bo mi się chyba nie chciało, tydzień temu będąc na zakupach w Biedronce w moje ręce wpadła gierka Sniper po taniości

 za 8.99 na płycie były różne strzelanki m.in kod do ww gry na Steam. Moja ocena gry w trybie jednoosobowym to 3+, ogólnie potraktowałem to jako trening przed prawdziwą rozgrywką w trybie multiplayer w sieci. W trybie jednoosobowym ruchy przeciwników są przewidywalne, można ich łatwo dostrzec, jednym słowem walka jest przewidywalna, aczkolwiek wiele żyć traciłem w każdej misji zanim obrałem właściwą taktykę.
Prawdziwa walka odbywa się w sieci przeciwko ludziom którzy kombinują, kryją się, uciekają i oszukują.
Najbardziej do gustu przypadł mi "kurort" -  https://www.youtube.com/watch?v=E0asAj6wzHI
Wiele razy serce mocniej zabiło tak jak bym tam był sam osobiście. Ogólnie dobór broni nie ma większego znaczenia, celownik w każdym karabinie jest z opcją powiększenia i w każdym przypadku celowanie na stojąco w przeciwnika jest niemożliwe bo nasza postać zdaje się być chora na parkinsona (znawcy tytułu wiedzą o co chodzi). Różnice natomiast występują w odrzucie danej broni, ale to trzeba sobie popróbować, poeksperymentować który karabin nam pasuje, ja najczęściej wybieram karabin wyborowy CheyTac M200 Intervention 

 ponoć ma zasięg 2300 m i nie rzuca za bardzo. Jedyna opcja celowania ze snajperki  to albo ukucnąć albo położyć się, na leżąco celownik jest prawie nieruchomy i można namierzyć dokładnie naszą ofiarę, jeden minus jest taki że nie wszędzie da się położyć i nie wszędzie jest widoczność z pozycji horyzontalnej. W sieci nie grają pasikoniki, to są ludzie którzy spędzają przed komputerem kilkanaście godzin dziennie i mają opanowane wszelkie kryjówki i sposoby na podchody i odstrzelenie przeciwnika. Recepta na wygraną jest taka że trzeba dużo się przemieszczać, wynaleźć sobie jakieś ulubione miejsce na planszy i do niego wracać żeby mieć jak najlepszą widoczność na teren przeciwników. Z karabinu nie można za długo celować i oglądać sobie terenu bo niestety a może stety nasz celownik optyczny zostawia po sobie odblask światła widoczny do ludzi bo drugiej stronie barykady. Najlepsze są miejscówki gdzieś wysoko, między workami z piaskiem albo w krzaczorach. Jeśli chodzi o grę drużynową to zapomnijcie że ktoś będzie z wami współdziałał, jest to utrudnione bo w sieci grają osoby z całego świata, nie tylko z europy i nie tylko anglojęzyczni ale również rosjanie, chińczycy, japończycy, także komunikacja między członkami drużyny jest często niemożliwa, poza tym mało kto chce chronić drugiemu dupę a tak by było najlepiej, dogadać się że jeden strzela ze snajperki a tym czasem drugi chroni tyły. Niestety w każdym momencie musimy spodziewać się że gdy celujemy i szukamy celu to z tyłu może nas zajść jakiś "Crosser" i nam podetnie gardło albo strzeli z pistoletu z tłumikiem w łeb. Crosser czyli człowiek który przedostaje się na drugą stronę może podczas swojego wypadu zarżnąć kilka osób ale tak czy inaczej nigdy się nie uda wrócić żywy z takiej misji bo reszta drużyny przeciwnika widzi co się dzieje i go po prostu ktoś odstrzeli. Podsumowując grę w sieci radzę grać drużynowo, bo samotnik raczej prędzej niż później skończy z raną postrzałową z tyłu głowy.
Polecam grę szczególnie ze względu na tryb multiplayer, daje mnóstwo frajdy ale przede wszystkim człowiek wczuwa się w postać i przeżywa każdą "śmierć" postaci którą steruje :)
Ja jak na razie zrobiłem sobie przerwę techniczną od polowań bo plecy mnie rozbolały od siedzenia na kanapie no i psychika musi wrócić do normy, nawiasem mówiąc nie dziwię się że gra jest dozwolona od 18 roku życia ...

sobota, 29 sierpnia 2015

1997 rok

Ten rok kojarzy mi się z utworem https://www.youtube.com/watch?v=aieEZ950d1I
to pierwsza piosenka Depeche Mode którą usłyszałem, przez wiele lat to był mój ulubiony zespół, a ten utwór uwielbiam: https://www.youtube.com/watch?v=qU8UfYdKHvs
W 1997 roku Arni rozpoczął naukę w zsz na ul. Grunwaldzkiej, świetna szkoła i jeszcze lepsza zgrana klasa,
 wtedy nauka w szkole zawodowej to była ostatnia deska ratunku dla miernych uczni takich jak ja i moi koledzy i wstyd dla rodziców, moja mama nie była zachwycona. Teraz szkół zawodowych pozostało niewiele, Balcerowicz większość zlikwidował dawno temu, w efekcie nowych mechaników takich prawdziwych nie przybywa, starzy odchodzą na emerytury, a ci w średnim wieku często emigrują. Teraz zawodówka to brzmi dumnie.
W tym samym roku miała miejsce powódź tysiąclecia w południowej i zachodniej Polsce, z jednej strony kataklizm, ogromne straty, z drugiej zaś dowód na to że Polacy potrafią się zjednoczyć kiedy potrzeba https://www.youtube.com/watch?v=GX0-HPcjo_c
Kojarzę ze szkoły bardzo dobrze lekcję z panem Kowalowem byłym wojskowym 11 września 2001 roku, przerwaliśmy lekcję żeby posłuchać relację z zamachu na WTC.

A wy jak pamiętacie rok 1997??? proszę o komentarze i pozdrawiam

piątek, 28 sierpnia 2015

Where have all the good men gone and where are all the gods?

No właśnie gdzie się podziali dobrzy faceci i bogowie ??? Hmm nie wiem, a czy są jeszcze potrzebni? W Polsce kiedyś byli prawdziwi mężczyźni, bohaterowie, rycerze, uczeni, poeci, szlachta, niestety wojny, zabory, rozbiory przetrzebiły nasze społeczeństwo, bohaterowie poświęcili swoje życie dla nas żeby nam się lepiej żyło, a ci którzy przeżyli są już dziadkami, żyją w nędzy zapomniani, opuszczeni i jak tu być bohaterem, nikomu się to nie opłaca. Tak jak nie opłaca się utrzymywać armię, tak twierdził dotychczas nasz kochany rząd, bo przecież taki żołnierz jest potrzebny tylko w razie wojny a w czasie pokoju jest przecież bezproduktywny, nic nie produkuje, nic nie naprawi, więc jest niepotrzebny, a żołd trzeba mu zapłacić. Toteż należy zredukować ilość żołnierzy do około 100 000, co przy 38 000 000 obywateli daje nam 0,2 % a o i tak za dużo bo przecież wojna nie ma prawa wybuchnąć, no jak??? w 21 wieku wojna???
Dla porównania w Szwajcarii jest około 8 000 000 ludzi, 7 000 żołnierzy zawodowych, przy czym corocznie szkoli się około 20 000 rezerwistów i w przeciągu 72 godzin w razie wojny armia może się rozwinąć do 360 000 żołnierzy, jak to możliwe? rezerwiści po zakończeniu szkolenia zabierają swój ekwipunek oraz broń (sig 550) do domu, oczywiście amunicja znajduje się w zbrojowniach. Ogólną liczbę sztuk broni w gospodarstwach domowych w Szwajcarii szacuje się na około 3 000 000, nie wiadomo ile jest broni myśliwskiej w użyciu ponieważ nie jest ona rejestrowana. Zobaczcie taki mały kraj a nikt nie chce ich zaatakować, teraz wiadomo czemu :) Dla tych co też się interesują historią podaję link do filmiku Michała, facet ciekawie opowiada nie tylko o historii: https://www.youtube.com/watch?v=azcMyHYeRZk
To tak na początek napisałem żeby było ciekawie :P
Co u mnie słychać? a niedawno wróciłem z Mazur - krainy tysiąca jezior, faktycznie jest to gratka dla ludzi którzy uwielbiają żeglować, ja mam tylko samochód także nie popływałem a szkoda. Byłem tam jednak z siostrą, nie sam bo samemu jednak smutno, tym bardziej że 3 dnia pobytu rozbiłem namiot pod Mrągowem a tam sami Warszawiacy, dziesiątki  warszawiaków czyli nie było do kogo gęby otworzyć. Pięć dni spędziliśmy bardzo aktywnie, nie było za dużo odpoczywania, leżingu i plażingu, z czego siora nie była zadowolona, no ale nie co dzień człowiek gdzieś wyjeżdża także trzeba było jak najwięcej zobaczyć. Chyba najciekawsze były gruzy Wilczego szańca - głównej kwatery Adofa H. i jego oficerów, super marina jest w Mikołajkach, czerwonacka się do niej nie umywa. Awarii samochodu brak.
Samopoczucie u mnie jest takie sobie, bywało lepiej, mało śpię, często jestem rozdrażniony, czasami czuję się jakoś tak nieswojo, czuję czasami taką jakby pustkę, czasami normalnie śpię a czasem budzę się i nie wiem gdzie jestem, zajmuje dłuższą chwilę żeby rozpoznać pokój, niezła jazda.
Może to tylko zmęczenie materiału, a może jeszcze nie odreagowałem rozstania z panną Karoliną, nie wiem nie jestem psychiatrą, a może by pogadać z jakimś, nigdy bym nie pomyślał że mnie to trafi, a może samo przejdzie, ponoć czas leczy rany. Moja najulubieńsza sąsiadka twierdzi że najbardziej zestresowani są ludzie w wieku 18 - 33 lat a mi stuknęło właśnie 33 także teraz ma być lepiej, bezstresowo. Pewne jest to że z wiekiem coraz więcej wiem a nic nie denerwuje człowieka bardziej niż niewiedza, niepewność. Tylko jest jeden problem, żeby wiedzieć trzeba słuchać, obserwować a ja za dużo widzę, słyszę i za mocno czuję, inni się znieczulają alkoholem, narkotykami a ja nie, do mnie butelka pasuje jak pięść do nosa, próbowałem ale to nie dla mnie, narkotyków nigdy nie próbowałem nawet bo mam i miałem zbyt wielu znajomych uzależnionych w tym moim krótkim życiu.
Rodzinka czuje się ok, mama miała operację ginekologiczną, biedaczka, ale daje radę.
Piesy żyją, Demon miał reperowaną drugą tylną łapę, znów zerwane więzadła, rana się zagoiła, jeszcze trochę kuleje ale tylko jak pamięta że go boli, a jak się wścieknie albo jest czymś zafascynowany co zobaczył lub usłyszał do ból przechodzi i spowrotem skacze po meblach. Demon już w sumie 3 razy mnie poczęstował zębami, pierwszy raz był jak go próbowałem przepchnąć na kanapie, spał, chyba mu się coś śniło i mi przejechał zębami po ręce jeszcze taki nieprzytomny ale potem przeprosił. Drugi raz był u weterynarza przed operacją, koleś próbował mu włożyć termometr w tyłek a ja akurat nieszczęśliwie znalazłem się na linii ognia no i mi się dostało za niego. Trzeci raz był 2 dni temu jak piesu spał na mojej kanapie a ja chciałem go przenieść, chwyciłem go pod udo i chyba go zabolało bo się przebudził i przejechał mi zębami po dłoni, ale znów potem przyszedł i przeprosił. Trzeba uważać.
Tak poza tym to wysyłam szwagra do pracy w UK u Daniela, na 14 października ma bilet lotniczy, w pewnym sensie wysyłam go na zwiady, Daniel twierdzi że teraz jest lepiej odkąd nie ma z nim Tomka, ja jestem ostrożny po tej gehennie którą przeszedłem tam kiedyś. Może faktycznie jest lepiej, oby się udało Marcinowi, w końcu by zaczął żyć jak człowiek. Też mogłbym wyjechać choćby dziś i być managerem Daniela, tylko ja nie chcę znów być sam jak palec, kumpel jest tam już prawie 10 lat, ma rodzinę, córki, żonę a samemu można jedynie ... nie wiem pieniądze zarobić i wrócić do kraju bo każdy zaczyna tęsknić za ojczyzną, prędzej czy później. Poza tym może mnie w międzyczasie trafi jakaś zabłąkana strzała amora ... kto wie, żyjemy w ciekawych czasach, będą kiedyś pisali o nas w książkach określając jako generacja Y, która niby wszystko wie ... z mediów
Moja była ostatnio odezwała się i stwierdziła że wyjeżdża na wycieczkę do Turcji, ja na to się pytam czy nie może sobie wybrać jakiegoś państwa trochę mniej ogarniętego wojną a ona na to że tam gdzie jedzie nic się złego nie dzieje :0 normalnie szok, słyszałem dowcipy o blondynkach, że są głupie i t.d. ale bez kitu jak już chce trafić do obozu to niech jedzie na Ukrainę, może będzie taniej i na pewno bliżej niż Turcja...
A z wiadomości z Anglii z ostatniej chwili należy wspomnieć o tym że firma Twigworth Breakers  zamyka swoją działalność https://www.facebook.com/twigworth.breakersltd?fref=ts
Firma Rob-a i Chris-a Walker-ów to doskonały przykład jak można ubić kurę znoszącą złote jaja, firma działała ponad 40 lat.

niedziela, 2 sierpnia 2015

Jest 2 sierpnia 2015 roku a ja...

A ja od wtorku przyszłego tygodnia zaczynam urlopować, myślę że po prostu wsiądę w auto, moją zieloną strzałę i pognam w Polskę. Chyba sam pognam, może zabiorę siostrę, może nie... dziewczyny nie zabiorę ponieważ już z nią nie jestem, nowej jakoś nie mam ochoty szukać kolejnej, raczej napewno nie w internecie. W domu mówią żeby nie jechać samemu bo niebezpiecznie, ktoś może mnie porwać, może mi się stać krzywda i mi nikt nawet nie pomoże, a ja sam nie wiem, z jednej strony mam mało pieniędzy, noclegi dla dwóch osób będą kosztować dwa razy więcej, z drugiej strony może chcę pobyć sam dla odmiany, sam ze swoimi myślami, problemami, tylko ja i mój samochodzik :) tylko nie wiem gdzie wyruszyć w którą stronę świata, radzą mi Mazury, ja tam nie wiem, nie znam.
W Poznaniu Warta ma niski poziom, bardzo niski poziom, kumpel przyjechał z rodziną z UK i sobie pływaliśmy jachcikiem po rzece
W kierunku na Poznań uderzyliśmy śrubą w jakiś kamlot, nową śrubą :/ sprowadzoną z USA, ale kolega Adam M. wyrostował, wygłaskał i śmiga, dzień póżniej popłynęli raz jeszcze beze mnie i trafili na mieliznę, musieli wysiąść i wyciągać łódź linami, msaakra.
Dziś byliśmy na giełdzie samochodowej w Przeźmierowie ... giełda to raczej na wyrost określenie, kiedyś to była giełda, samochodów setki, sprzedających i kupujących jeszcze więcej a dziż to się wbiliśmy w szok, na placu było może z 10, 12 samochodów ??? chyba giełda umiera śmiercią naturalną, internet ją zabija i komisy, dziesiątki komisów a szkoda bo fajnie było kiedyś.
Ogólnie łódka jest na sprzedaż, Norman 23 z silnikiem zaburtowym 15 koni Honda za 20 000 zł, stan bdb, jest na przyczepie. Mamy też ponton z silnikiem 25 koni no i te Suzuki grand vitara 2003 r. 1.6 16v anglik za 3500 zł jakby ktoś chciał.
Co by tu jeszcze napisać ... mam sąsiadkę Manię :) jest miła, ładna i ma psy, taka śmieszka, kiedyś była zawodową koszykarką, no ale cóż ... ma swojego wybranka, daleko... 220 km, tak jak ja niegdyś jeździłem do Karoliny 178 km :) ale miłość nie zna granic, jeśli się trafi bratnią duszę to człowiek dostaje skrzydeł, wiem coś o tym. Poza tym ona nie chce młodszego faceta bo ją kiedyś zdradzi, młodsi zdradzają, ja nie wiem, nigdy nikogo nie zdradziłem, no ale cóż, raczej nie będę miał szansy tego udowodnić.
Blog jest o mechanice :) więc teraz trochę o mechanice. Zielona strzała już ponad rok jeździ po wymianie uszczelki głowicy i po rozrządzie, tydzień temu dostała świeżutki olej orlenowski bardzo tanio kupiony, nieźle się spisuje, chodzi jak brzytew, nawet wyciągałem audicą z mariny reno kangoo sprzężone z przyczepką podłodziową (a na niej łódź), laczka spaliłem, sprzęgło przypaliłem ale jaki zachwyt gapiów był :) szkoda że nikt nie nakręcił filmika.
W pracy jakoś się ostatnio nudzę, autobusy mało się psują, chyba za dobrze je naprawiamy, trzeba robić mniej dokładnie, trzeba coś popsuć :P z braku zajęć zamontowałem umywalkę, podgrzewacz przepływowy wraz z rurkami wodnymi i okablowaniem. Rurki PP i do tego pożyczona zgrzewarka, świetna sprawa, nawet mi się spodobała taka robota, lubię robić coś nowego, szczególnie jeśli idzie po myśli, wszystko razem kosztowało 550 zł jakby ktoś pytał.
Dojeżdżam do pracy do Obornik, 36 km w jedną stronę, firma się przeniosła, wywalczyłem kasę na paliwo, chociaż tyle dobrego. Trzeba uważać na drodze na zwierzęta leśne, psy i nieodpowiedzialnych ludzi idących, jadących rowerem bez odblasków, jeżdżę do pracy na 4 rano. Mamy bazę znów obok złomowiska, ale to już nie to co kiedyś, tam można było dużo załatwić fajnych rzeczy za darmoszkę.
Demon znów miał operację, tym razem lewa tylna łapa, znów zerwane więzadła, jakby nie było to w końcu amstaf i to z charakterkiem, nie może się pogodzić z tym że jest już staruszkiem, dusza nadal młoda i się skacze po meblach.
Byłem na weselu z koleżanką jako osoba towarzysząca, ale słaby był ze mnie towarzysz, nie tańczyłem wcale, napiłem się tylko wódki Wyborowej ze Zbyszkiem - policjantem i z Pawłem - kuzynem kumpeli, fajnie było, dawno nie piłem, ale trzymałem fason do końca, koleżanka niezadowolona, nie odzywa się, zostaniemy kolegami, no i w sumie nie przejmuję się tym, jakoś mnie to nie obeszło, niech sobie znajdzie swojego księcia z bajki, życzę jej wszystkiego co najlepsze.
To chyba wszystko z najważniejszych wydarzeń ostatnich miesięcy, przynajmniej to wszystko mi przychodzi na myśl, no nic, pozdrawiam wszystkich którzy tu trafili, celowo lub przez przypadek, szczególnie dawną koleżankę Magdę H. i życzę wszystkim słodkiego miłego życia ;) do poczytania wkrótce...